Ciężki czas dla matki nastał...
Córka (lat 3) staje się samodzielna. Ona szczęśliwa, ja pełna obaw. Walczę ze swoim niańczeniem.
Powiem Wam, że córka zawsze wszędzie ze mną bywała. Nigdzie u nikogo nie zostawała, tylko z dziadkami maks 2 godziny i to tylko z przypadku. Do roku była karmiona cycem, w chuście noszona do chyba 2 lat. Mamuniny córunia taka... aż któregoś pięknego dnia lata, pojechała do dziadków na wakacje tygodniowe z bratem (lat7). Od piątku zaczęła chodzić do przedszkola. Ała! Ciężko odciąć pępowinę.
Drugi dzień dziś przedszkola zaliczone. Chodzi tam z bratem, mamy tą możliwość do końca sierpnia. Marcel od września szkolną edukację rozpoczyna, Michalinka wchodzi w okres przedszkola. Odprowadzam ich, to w biegu załapię się na buziaka na do widzenia, szybkie machnięcie pa pa i nawet się za mną nie odwracają. Leci córa za bratem do dzieci... powinnam się cieszyć, że tak lekko nam to idzie, lecz ja pełna obaw. Co chwilę zerkam na zegarek i telefon czy oby przedszkolanka nie dzwoni do mnie. Ale nie... Boże co ona tam robi? Czy jej nikt tam nie bije? Czy oby dogada się z dziećmi i z panią? Może siedzi w kącie i się smuci za mamusią? Otóż nie moi drodzy. Jak to na ogół bywa, bawi się Michalinka świetnie a matka wariatka panikuje! Właśnie... i po co to mi? Zaczynam fisiować. Czas odciąć tę pępowinę... to boli - mnie matkę.
Przy synku tak nie panikowałam. Szybko wróciłam do pracy, jak miał skończone 3 miesiące i jakoś jak nie mąż to któraś babcia pilnowała, później wejście w okres przedszkolny jakoś tak sprawnie poszło. Synek "sprzedajny" zawsze był. Z każdym wszędzie szedł, córa już nie ufna.
Kopnijcie mnie w zadek, otrząsnąć się muszę. AAAaaaaa! Moja malunia córunia...
słodka córunia! obawy tymczasowe a na pewno będzie wszystko dobrze :)
OdpowiedzUsuń